czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 1

*ZAYN  *


MIAMI - miasto w stanie Floryda w Stanach Zjednoczonych, liczące ok 414 tys. ludzi. Położone na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego jedno z najcieplejszych miast w jakich jak dotąd przebywałem. Jak na razie, to w Miami miałem mieszkać, przebywać, szukać, obserwować, pomóc i chronić. Dostałem jak zawsze na początku każdego zadania odpowiednie wskazówki od Christophera i rady najwyższej. Jako anioł miłości, czy stróż miłości - inni wolą tą nazwę - miałem za zadanie pomóc przypisanej mi osobie w odnalezieniu miłości. Ty razem padło na ciemnowłosą dziewczynę i zielonych oczach.
Nie chciałem od razu zmieniać się w postać ludzką i przebywać między ludźmi, co oczywiście mogę zrobić, lecz, najpierw wolę poobserwować, a dopiero później zejść na ziemię. Odłożyłem teczkę Hope na łóżko w moim pokoju i wyszedłem z niego, postanowiłem, że dzisiaj będzie pierwszy dzień, kiedy zacznę ją obserwować.

Dom Hope Payne nie był jakiś duży ani luksusowy, był raczej zwyczajnym domkiem piętrowym, w którym mieszka jedna rodzina. Z tego czego się dowiedziałem, jej rodzice zginęli w katastrofie lotniczej dwa lata temu w wyniku czego została sama z bratem, który jest teraz jej prawnym opiekunem. Nie mają żadnej więcej rodziny. Babcia Hope, czyli matka jej ojca zmarła na raka, a reszta dziadków niestety nie dożyła jej narodzin. Dalsza rodzina jak ciotka, czy wuj nie utrzymują z nią ani jej bratem kontaktu. Wszedłem do domu i rozejrzałem się po nim. Mała kuchnia połączona z głównym przedpokojem po lewej i niewielki salon z kanapą, dwoma regałami na książki, telewizorem i stolikiem po prawej stronie od wejścia. Wszystko utrzymane w odcieniach kawy z mlekiem co nadawało wnętrzu ciepły i poważny charakter. Na parterze mieściła się jeszcze sypialnia z łazienką, która musiała należeć do zmarłych rodziców Hope - przynajmniej tak wywnioskowałem ze zdjęć zawieszonych w pokoju i wystroju. Kiedy dokładnie obszedłem parter, postanowiłem przyjrzeć się co jest na piętrze.  Po każdej stronie korytarza na górze, były dwie pary drzwi. Wszedłem do pierwszego z nich i okazało się, że jest to sypialnia przez nikogo nie zamieszkana, czyli pokój gościnny jak nazywają to ludzie. Nie miałem co tutaj szukać, więc poszedłem do drugiej pary drzwi po prawej stronie, lecz kiedy miałem już wchodzić do środka one się nagle otworzyły i wyszedł przez nie młody chłopak. W teczce było jego zdjęcie, więc wiedziałem, że jest to brat Hope. Idąc w kierunku schodów zakładał na siebie zieloną bluzę i nucił jakąś melodię. Po chwili zszedł na dół i usłyszałem jak włącza wodę w czajniku. Wszedłem do pokoju chłopaka i zacząłem się rozglądać, by uzyskać jakieś informacje.
 Kiedy skończyłem, wyszedłem z jego pokoju i stanąłem przed drzwiami na przeciwko. Zacząłem wsłuchiwać się w odgłosy dobiegające ze środka, lecz jedyne co mogłem usłyszeć to cisza, a mam bardzo dobry słuch. Wszedłem do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to łóżko, a konkretnie dziewczyna. Była wciąż w stanie snu, więc mogłem wyczuć jej spokojny oddech. Podszedłem bliżej, by móc się jej przyjrzeć. Leżała bokiem skierowana twarzą do okna. Światło dzienne wpadało do pokoju i oświetlało delikatnie jej twarz. Odszedłem od niej i zacząłem przeglądać rzeczy. Miała pełno zeszytów, kolorowych długopisów, książek, biżuterii i innych rzeczy, które dziewczyny mają w pokoju. Na biurku leżało kilka szkiców, a jeden z nich był jeszcze niedokończony. Muszę przyznać, że dziewczyna ma talent. Każdy z jej rysunków ma "to coś". Widać w nich precyzje i niemal można poczuć emocje jakie płyną z każdego szkicu. Kiedy przyglądałem się zdjęciom wiszącym na jednej ze ścian usłyszałem "buczenie" telefonu. Słyszałem jak dziewczyna przekręca się na łóżku i wybudza. Odwróciłem się i zobaczyłem jak zaspana Hope odbiera swój telefon.
- Tak słucham? - po raz pierwszy usłyszałem jej głos. Był on cichy, lecz mogłem od razu stwierdzić, że jest on delikatny i czysty - Kto mówi?
-....
- Powiedz mu, że nie mam dzisiaj czasu
-....
- Dobrze przyjdę - powiedziała i rzuciła telefon obok siebie.
Przetarła twarz i wstała z łóżka. Usiadłem na krześle obok biurka, złożyłem ręce i przyglądałem się jej czynnościom.
Stałem oparty o ścianę i przyglądałem się chłopakowi, kiedy dziewczyna zeszła na dół.
- Jak się spało? Wyspałaś się? - spytał brązowooki
- Tak, mimo tego, że dzisiaj była pełnia
- To dobrze, wiem jakie masz problemy ze snem, gdy jest pełnia. Co dzisiaj robisz? Idziesz do szkoły? - usiadłem przy blacie kuchennym , podpierając głowę na ręce i przysłuchiwałem się ich rozmowie
- Liam - dziewczyna zaśmiała się cicho - Dzisiaj jest sobota, nie ma szkoły
- Zapomniałem - uderzył się lekko w czoło i również się zaśmiał - To co dzisiaj robisz?
- Myślałam, żeby iść do Harry'ego. Jego kolega dzwonił i powiedział, że Harry chce mnie zobaczyć - ugryzła jedną z kanapek jakie zrobili
- To Harry sam nie mógł zadzwonić?
- Podobnież telefon mu padł, więc pójdę do niego, ale najpierw chcę iść pomóc pani Smith, a ty co dzisiaj robisz? Nie pracujesz chyba dzisiaj o ile się nie mylę, nie?
- Nie, dzisiaj mam wolne. Chce jechać do Destiny i może gdzieś ją zabrać, chciałem żebyś może z nami pojechała, ale masz już plany
- Mogłeś powiedzieć mi wcześniej, kiedy indziej z wami pojadę, ok?
- Jasne - chłopak uśmiechnął się - Ty dzisiaj zmywasz - przewiesił brunetce ścierkę przez ramię i zaczął się śmiać - Ja lece. Uważaj na siebie, ok? Wiesz jaki jest Harry
- Wiem, wiem, nie martw się o mnie
- Kocham cię mała i na prawdę na siebie uważaj
- Ok, ja ciebie też - uścisnęli się i Liam wyszedł.

Siedziałem na swoim miejscu i obserwowałem dziewczynę. Zaraz po zjedzeniu śniadania, włączyła muzykę i zaczęła zmywać. Po skończeniu zabrała kilka rzeczy i zamykając dom zaczęła gdzieś iść.
Jak się okazało Pani Smith to urocza staruszka, która ma problemy w ogarnięciu swojego małego ogródka. Hope po przywitaniu się ze starszą panią, przebrała się i zaczęła pracować w ogrodzie.
Po jakiś trzech godzinach w trakcie których wynudziłem się chyba jak nigdy, dziewczyna wróciła do domu. Myślałem żeby na ten czas wrócić do siebie, ale to mój pierwszy dzień obserwacji i chciałbym się czegoś dowiedzieć, a możliwe by było, że gdybym zniknął to coś by mi umknęło, więc zostałem. 
Zegar wskazywał godzinę 4:38 po południu, kiedy Hope ponownie wyszła z domu. Jej brata nadal nie było, więc dziewczyna spędziła w domu tylko chwilę. Jak się okazało przebrana dziewczyna szła na spotkanie z jak mniemam Harry'm o którym rozmawiała rano. Szedłem obok niej i przyglądałem się okolicy, aż doszliśmy do ogromnego białego domu, w którym na pierwszy rzut oka było widać przepych. Zastanawiałem się kim jest ten chłopak, ale uznałem, że już niedługo się tego dowiem. Hope podeszła do drzwi i zapukała w nie, stanąłem obok niej, by mieć lepszy widok na sytuację. Nikt nie otwierał drzwi, więc weszliśmy do środka. W domu panowała całkowita cisza, lecz po chwili usłyszeliśmy jakiś stłumiony dźwięk. Szedłem za dziewczyną, która kierowała się za dochodzącym odgłosem, lecz nagle stanęła. Spojrzałem tam, gdzie było utkwione jej spojrzenie. Do ściany była przyciśnięta dziewczyna, a nad nią stał chłopak, który łapczywie ją całował.
- Harry?! - krzyk wydobył się z ust Hope
- Witaj kochanie - chłopak z burzą loków oderwał się od rudej dziewczyny i uśmiechnął szeroko 
Spojrzałem na brunetkę obok niej i dostrzegłem w jej oczach łzy, wyczuwałem ból, który ją przepełniał, i dreszcze przechodzące przez jej ciało. Dużo razy byłem świadkiem tego typu, a nawet gorszych sytuacji, więc nawet bez zbytniego skupienia na emocjach mojej podopiecznej mogłem powiedzieć co czuje.
- Ty świnio!! - dłoń Hope spotkała się z policzkiem chłopaka na którym pojawił się czerwony znak - Nienawidzę cię!! Jak mogłeś mi to zrobić!? Kochałam cię!! - po policzkach spływały jej łzy.
Dziewczyna odwróciła się i wybiegła z domu. Płacząc biegła przed siebie,  a z jej ust co jakiś czas wychodziły przekleństwa. Zrozpaczona dziewczyna biegła do momentu, aż nie znalazła się na plaży.
Usiadłem na piasku w niewielkiej odległości od dziewczyny, która usiadła, podkuliła nogi i schowała głowę. Było słychać jak płacze i co jakiś czas pociąga nosem. Serce mnie bolało, kiedy patrzyłem jak cierpi. Czułem jej ból i wewnętrzne poczucie zdrady oraz przegranej. Wiedziałem jak bardzo cierpi, jak ją to rozrywa od środka. Teraz już wiem dlaczego dziewczyna przestała wierzyć w miłość. Moim obowiązkiem jest jej pomóc, więc nie mogę siedzieć bezczynnie. Muszę jej pomóc. Rozejrzałem się po plaży w celu znalezienia jakiegoś natchnienia. Zobaczyłem w oddali mężczyznę w psem i od razu w mojej głowie pojawił się pomysł.
Mężczyzna zamachnął się po raz kolejny i rzucił patykiem, który tym razem poleciał odrobinę dalej. Pies
zaczął biec w kierunku patyka, lecz kiedy do niego doleciał - stracił zainteresowanie zabawą. Podniósł łeb w naszą stronę i zaczął biec. Kiedy był blisko płaczącej dziewczyny, piec zwolnił, 
a po chwili usiadł na przeciwko niej. Przechylił łeb w prawo, 
a później w lewo. Przybliżył go do głowy Hope i mokrym nosem lekko ją dotknął, lecz dziewczyna nie poczuła tego lub tak była pochłonięta smutnymi myślami, że nie zwróciła uwagi. Pies widząc, że nic nie dały jego wcześniejsze działania, podniósł swoją łapę i lekko "uderzył" nią w nogę dziewczyny, która tym razem zareagowała. Hope podniosła głowę i spojrzała załzawionymi i zaczerwienionymi oczami na psa, który uważniej jej się przyglądał. Widząc, że jego poczynania dały efekty podszedł bliżej i polizał dziewczynę po dłoni, a kiedy Hope usiadła w innej pozycji pies położył się na jej nogach.
Dziewczyna przestała płakać i cicho zaśmiała się z poczynań czworonoga. Przytuliła się do zwierzaka i zaczęła go głaskać, co spowodowało, że pomału się uspokajała. 
Uśmiechnąłem się, ponieważ mój pierwszy cel został osiągnięty - na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, a łzy przestały płynąć. Chociaż jest to zaledwie jak kropla w morzu to i tak uważam to za sukces. Wstałem z piasku i wróciłem do siebie. Na dzisiaj moje zadanie dobiegło końca, muszę przygotować się na jutro.


.........................................................................................................
Podoba się? Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Kolejny rozdział pojawi się dopiero, gdy zauważymy, że jest jakieś zainteresowanie i będziemy miały dla kogo pisać.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ